Przejdź do menu głównego Przejdź do menu dodatkowego Przejdź do treści Mapa serwisu

I Liceum Ogólnokształcące im. Powstańców Śląskich w Rybniku I Liceum Ogólnokształcące im. Powstańców Śląskich w Rybniku Olek Krupa: „ciągnie mnie do Rybnika”

Olek Krupa: „ciągnie mnie do Rybnika”

Hollywoodzki aktor Olek Krupa odwiedził rodzinny Rybnik przy okazji premiery filmu „Reagan”, w którym zagrał Michaiła Gorbaczowa.

 

Olek Krupa to 77-letni aktor teatralny i filmowy urodzony w Rybniku. W 1981 roku wyjechał na stałe do Stanów Zjednoczonych, gdzie zagrał w wielu hollywoodzkich produkcjach. Ostatnia z nich to biografia prezydenta Ronalda Reagana. Rybniczanin wcielił się w niej w Michaiła Gorbaczowa.

Z tej okazji przyjechał do rodzinnego miasta, żeby pokazać film w DKF-ie Ekran w Teatrze Ziemi Rybnickiej. Tego samego dnia odwiedził także swoją byłą szkołę, czyli I Liceum Ogólnokształcące im. Powstańców Śląskich w Rybniku, żeby porozmawiać o swoim życiu z uczniami.

Jak wspomina początki swojej przygody ze sceną?

Była kiedyś akademia z okazji rocznicy szkoły. Już wtedy podobno mówiłem dosyć ładnie wiersze, więc miałem do powiedzenia wiersz, którego jednak nie do końca się nauczyłem. Co zrobiłem? Po prostu improwizowałem pod koniec. Może takie rzeczy przydają się później w aktorstwie, ale absolutnie nie reklamuję tego typu decyzji.

Już w czasach licealnych Olek Krupa interesował się teatrem:

W szkole języka polskiego uczyła mnie pani profesor Różańska, która uznała, że znajdę swoje miejsce w teatrze poezji pana Bronowskiego, który zmarł w tym roku. Dla mnie właściwie to jest fenomen, bo to był ktoś, kto miał 26 lat, kiedy przyjechał do Rybnika z innego miasta i zaczął tworzyć z Czesławem Gawlikiem życie kulturalny przy Rybnickiej Fabryce Maszyn, która już nie istnieje. Wtedy przy niej działał dom kultury, tzw. „Bombaj”. Według niektórych ludzi miejsce to było siedliskiem zła i rozpusty, ale tam się dużo działo, kulturalnie i muzycznie. Zresztą wyszli z „Bombaju” znakomici muzycy, którzy grają na całym świecie. Między innymi Adam Makowicz, który był zaprzyjaźniony z Czesławem Gawlikiem.

Po liceum przyszedł czas studiów, ale na początku nie były to studia aktorskie:

To była pokrętna droga, ponieważ powtarzałem klasę dziesiątą za złe zachowania i miałem dwóję z biologii i z angielskiego. To była straszna porażka, że coś takiego mnie spotkało. Ale dziś gram w języku angielskim, jestem również nauczycielem biologii i wychowania fizycznego. Po kolei skończyłem to, żeby nie iść do wojska. Potem do szkoły teatralnej i na studium nauczycielskie. Byłem nauczycielem w zakładzie poprawczym. Gdy miałem 23 lata, to Tadeusz Łomnicki, który był rektorem naszej szkoły teatralnej, teraz Akademii Teatralnej, musiał prosić Ministerstwo Kultury o szansę dla mnie, ponieważ przekroczyłem limit wieku. Mówił o mnie, że jestem zdolny i rokuję nadzieję. Tak dostałem pozwolenie na to, żeby studiować potem w Akademii Teatralnej w Warszawie.

W połowie lat 70-tych Olek Krupa pierwszy raz wyjechał do Stanów Zjednoczonych:

Podczas jednego ze spektakli zobaczył mnie reżyser i rektor szkoły z Santa Barbara, czyli z Zachodniego Wybrzeża. Bardzo mu się podobało to co gram i zaprosił mnie na małe stypendium. Ale ostatecznie tam nie dojechałem, tylko zostałem na Wschodnim Wybrzeżu, gdzie poznałem swoją przyszłą żonę, która była wykładowcą na Uniwersytecie Nowojorskim. Była muzykiem, kompozytorem i nauczycielem. Na początku nie wyobrażałem sobie tego, że zostanę w Stanach Zjednoczonych. Żona później przyjechała do Polski. Trafiłem do Teatru STU w Krakowie. Ostatecznie jednak dwa tygodnie przed stanem wojennym wyjechałem do USA. Strasznie trudno mi było wyjeżdżać, ponieważ miałem bardzo fajne role w teatrze. Zacząłem dużo grać w USA, żeby dobrze nauczyć się języka angielskiego.

Jak wspomina tamte czasy?

Teraz gram w dużych produkcjach, ale najciekawsze było życie, kiedy występowałem w teatrze. Miałem bardzo ciekawy okres, kiedy byłem biedny, ale grałem w teatrze. Wiadomo, człowieka ciągnie do wielkiego świata, ale ten świat to jest często dwie ulicy dalej, które otaczają dom, czy tam gdzie siadasz na ławce na spacerze. Mieszkam przy Central Park w Nowym Jorku i oczywiście bardzo lubię Nowy Jork, ale moim miejscem są ławki w parku, gdzie idę czytać książki i uczyć się tekstu na pamięć, czy pomedytować, pomyśleć. Świat jest ogromny, ale też liczy się to, co jest wokół nas.

Swoją pierwszą rolę w amerykańskiej produkcji Olek Krupa zagrał w głośnym „Dziewięć i pół tygodnia” (1986). Reżyserował Adrian Lyne, a na ekranie pojawili się Mickey Rourke i Kim Basinger. Jak trafił do tego filmu?

Grałem w teatrze i dostałem bardzo dobre recenzje. Jakoś dotarło to do reżysera Adriana Lyne’a. Spotkałem się z nim na rozmowę. Mówiliśmy głównie o Solidarności. Dziś wysyła się nagrania na castingi. Wtedy były to raczej rozmowy niż takie sprawdzenie, czy umiesz powiedzieć to czy tamto. Bardziej osobiście to wyglądało.

Na swojej drodze rybniczanin spotkał wielu znanych reżyserów. Wśród nich braci Coenów (Oscary za „Fargo” i „To nie jest kraj dla starych ludzi”), u których zagrał w filmie „Tajne przez poufne” (2008):

Dotarłem do nich dzięki przyjaźni z Johnem Turturro, który zagrał dla nich tytułową rolę w filmie „Barton Fink”. On nas ze sobą poznał i wystąpiłem u nich dwa razy. Wcześniej w „Ścieżce strachu”. Bracia Joel i Ethan są niezwykle precyzyjni. Współpracują ze sobą w zgodzie i harmonii, uzupełniają się i jednocześnie prowokują. Z nimi się fantastycznie pracuje.

W filmie „Tajne przez poufne” pojawili się znani aktorzy, tacy jak George Clooney, John Malkovich, Frances McDormand (żona Joela Coena) i Brad Pitt:

Sympatycznie było grać z Bradem Pittem, to fajny człowiek. Jest celebrytą, ale jednocześnie jest bardzo interesujący i przystępny. W czasie kręcenia między scenami jest dużo czasu, żeby porozmawiać z innymi aktorami, tak prywatnie.

Kolejną ważną osobą, z którą współpracował Olek Krupa, był Woody Allen. Zagrał w jego filmie „Co nas kręci, co nas podnieca” (2009).

Byliśmy w takim związku w tym filmie, dwóch mężczyzn i jedna kobieta, żyliśmy razem. Woody Allen dał mi książkę o seksie. Pytam go, czy mam siedzieć wygodnie i cieszyć się tą książką i czytać, czy mam wstać i być podekscytowanym? Odpowiedział mi: zrób to, co chcesz, a jak będzie źle, to ja ci powiem. Tak pracuje Woody Allen.

Olek Krupa dodał, że u Allena pracuje się tylko w określonych godzinach: od dziewiątej do piątej i koniec. Inaczej było na planie filmu „Za linią wroga” (2001):

Wstawałem o czwartej rano, żeby dojechać na godzinę siódmą na plan w górach. Tam kończyliśmy o dwunastej nocy, szedłem na trzy godziny spać do hotelu i znowu.

Ciekawym doświadczeniem była także praca przy głośnej hollywoodzkiej produkcji „Salt” (2010), gdzie zagrał prezydenta Borysa Matwiejewa:

W tym filmie poznałem się z Danielem Olbrychskim. Zagraliśmy razem z Angeliną Jolie. Podczas kręcenia pamiętam, że byłem przed nią na planie filmowym. Ona przyszła trochę później i tego dnia były tłumy na Park Avenue, które wołały „Angelina, Angelina”. Także poznałem dużo gwiazd, ale my jesteśmy po prostu aktorami i każdy chce dobrze zagrać.

W swoim dorobku Olek Krupa ma także pracę z Arnoldem Schwarzeneggerem, z którym podczas przerw na planie „Egzekutora” (1996) rozmawiał głównie o polityce. Zagrał także m.in. w takich filmach, jak „Alex – sam w domu”, „Włoska robota”, „X-Men: Pierwsza klasa”, „Dyktator”, „Ukryte działania” i „Szybcy i wściekli 8”. Ostatni jego film w USA to wspomniany już „Reagan”. Jak się do niego dostał?

To było dla mnie zaskoczenie, ponieważ fizycznie wyglądałem zupełnie inaczej niż Michaił Gorbaczow. Na castingu miałem długie włosy. Dla mnie to jest niepojęte, że dostałem rolę, bo miałem jakąś przepaskę i wyglądałem trochę jak hipis. Mówiłem reżyserowi, że nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie zaangażował, ponieważ fizycznie absolutnie nie pasowałem. A on mi odpowiedział: „Zobaczyłem dużo twoich filmów i wiedziałem, że ty mi to zagrasz”.

Praca na planie „Reagana” wiązała się codzienną 3-godzinną charakteryzacją. Dla potrzeb filmu aktor został zgolony na łyso:

Sam się na to zgodziłem. Ponieważ mam włosy i rosną mi szybko, poprosiłem charakteryzatorów, żeby wyglądało to naturalnie, a nie jakaś plastikowa czapeczka. Serce mi waliło, gdy zmieniałem się z Olka Krupy w Michaiła Gorbaczowa. Bardzo emocjonalne przeżycie. Jak patrzę na siebie w tym filmie, to jestem zupełnie innym człowiekiem.

Wyjątkowym momentem podczas kręcenia „Reagana” było spotkanie z 85-letnich Jonem Voightem, który zagrał Viktora Petrovicha:

Z Jonem Voightem mieliśmy bardzo interesujące rozmowy o aktorstwie, o zawodzie, o wielu sprawach. Powiedział mi, że zobaczył wszystkie sceny, jakie pokazał mu reżyser i był to dla niego zaszczyt, że ze mną grał. Troszkę się zdziwiłem, bo to wielki aktor, legenda. Jak skończyliśmy grać, to mieliśmy bardzo fajny czas, właśnie między zdjęciami, kiedy był moment na rozmowy. Na koniec napisał dla mnie dedykację: „spotkaliśmy się na krótko, ale staliśmy się przyjaciółmi i jestem twoim wielbicielem”.

W ostatnich miesiącach Olek Krupa pracował w Polsce na planie serialu „Zmora”:

Gram tam komisarza policji w Toruniu. To doświadczenie grania w Polsce dużo mnie osobiście kosztowało. Było mi szalenie trudno. Z niepokojem i lękiem wchodziłem na plan z wielu powodów. Strasznie przeorał mnie ten pobyt w Polsce na planie jako aktora. Do dzisiaj myślę o tym, czy zrobiłem dobrze, czy powiedziałem prawdę o postaci. Na pewno mógłbym grzebać w pamięci na temat wielu spraw, ale cały czas się przyłapuję na tym, że jeszcze ciągle o tym myślę. Ale cieszę się z tego, że czuję jeszcze taką wewnętrzną potrzebę przeegzaminowania samego siebie. Kim ja jestem jako aktor, jako człowiek, czy ja jestem artystą.

Przez lata Olek Krupa często wraca do swojego rodzinnego Rybnika. Co najbardziej lubi tutaj robić?

Dużo chodzę i obserwuję, jak zmienia się nasze miasto. Mam dwa samochody i motocykl, ale jeżdżę rowerem po Rybniku, żeby być w swoim mieście bardzo bezpośrednio. Widzę zmiany i widzę, że to miasto pięknieje. Skądkolwiek jadę i widzę wieże bazyliki, to sprawia mi to radość. Bardzo lubię do Rybnika przyjeżdżać i to jest moje miasto. Pomimo tego, że mieszkam w Nowym Jorku, a także jeszcze w takiej miejscowości Ateny nad rzeką Hudson, 180 kilometrów od Manhattanu. Ale też jestem trochę rozdarty, bo jak jestem tu już cztery miesiące, to tęsknię za swoimi Atenami. Gdzie mam swój dom, taki dwustuletni, z cegły, zbudowany w innej epoce. A jak jestem tam, to znowu bardzo ciągnie mnie do Rybnika.